Specjalistyczna praktyka okulistyczna Visumedica
01 Start
02 Oferta
03 Zespół
04 Galeria
05 Kontakt

Zawód: Okulista czyli szpiedzy tacy jak oni. Rozdział 3.

Czy kapitan Biernacki spotka się z panią Alicją? Czy wiadomo co podczas aresztowania Prezesa stało się z paczką pieniędzy? I czy myszkowanie w krzakach na pewno jest bezpieczne?

 

W Poradni Visumedica dla pacjentów i personelu przygotowano niewielki ekspres ciśnieniowy, który pozwalał na zaparzanie różnych smaków kawy. Pacjenci często wchodzili z kawą do gabinetów. Pozwalało to obniżyć napięcie i zminimalizować stres związany z badaniem.
 
Stojące na stoliku w socjalnym filiżanki kawy roztaczały przyjemny aromat, jednak nie obniżało to wcale emocjonalnego napięcia kapitana Michała Biernackiego. Pani Alicja ciągle nie wracała. W czasie gdy na nią czekał podziękował wszystkim obecnym paniom za pomoc, rozdał bombonierki, a doktor Ani wręczył wielki bukiet kwiatów. Michał uśmiechał się, rozmawiał, chwalił smak kawy i słuchał podziękowań za przepyszny tort. W myślach jednak ciągle czekał na Alicję. Co róż nerwowo spoglądał na drzwi. Może nareszcie przyjdzie. I chciał tego, i bał się równocześnie.
 
Poczuł wibrowanie telefonu w kieszeni na piersi. „Przepraszam, muszę odebrać. Jestem w końcu na służbie” – uśmiechnął się nieco skrępowany i przyłożył telefon do ucha -„Rozumiem. Dobrze. Zaraz jadę. Tak jest. Zadzwonię z samochodu.” Rozłączył się. Spojrzał na siedzące wokół stołu kobiety – „Drogie panie, mógłbym z wami wypić jeszcze litr tej pysznej kawy, ale służba nie drużba. Niestety muszę uciekać. Bardzo proszę przekazać moje podziękowania oraz bombonierkę również pani Alicji.” Beata wzięła z rąk oficera gustownie zapakowaną paczuszkę – „Oczywiście panie Michale, zaraz jak tylko wróci. Teraz niech pan leci bo my też musimy wracać do pracy. Pacjenci czekają.” Żegnając się, jeszcze raz ucałował ich dłonie. Zostawił wizytówkę mówiąc, że jeśli potrzebowałyby czegoś to on zawsze pomoże i wyszedł z poradni.

Już wsiadał do samochodu stojącego na miejscach parkingowych wzdłuż chodnika przy poradni, gdy dwa wozy przed nim zaparkował perłowy fiacik 500. Odpalał właśnie silnik gdy zobaczył, że wysiada z niego wyczekiwana tak długo Alicja. Adrenalina skoczyła. Chciał wysiąść i podbiec do niej. Pani Alicja nie zauważyła go, przeszła kilka kroków w kierunku wejścia do budynku i jakby czując na plecach wzrok kapitana odwróciła się nagle. Ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Biernacki niemal usłyszał łomot swego serca.
 
Opanował się jednak, uśmiechnął do pielęgniarki, otworzył szybę. Z udawanym luzem zawołał – „Nie wiem czy pani mnie poznaje. Jestem Michał Biernacki z ABW. Zostawiłem dla pani coś słodkiego w podziękowaniu za ratowanie moich oczu. Niestety muszę już lecieć, ale mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.” Nie czekając na jej odpowiedź zamknął szybę i włączył się do ruchu.

Kancelaria adwokacka Lefebre, Pilch i Zabrodzki miała długie, trzeba by rzec przedwojenne tradycje. Założona w Warszawie niedługo po odzyskaniu przez Polskę niepodległości przez pradziadków obecnych wspólników działała od tamtych czasów jedynie z niewielkimi przerwami w latach najostrzejszej komuny. Kolejne pokolenia mecenasów prowadziły sprawy ukraińskich nacjonalistów, osadzanych w Berezie Kartuskiej komunistów i skrajnych narodowców, a po wojnie szykanowanych AKowców czy potem działaczy antykomunistycznej opozycji.
 
Już w III Rzeczypospolitej adwokaci kancelarii reprezentowali różne strony dawnych politycznych sporów. Zarówno byłych komunistów, uwłaszczonych oligarchów czy emerytowanych UBeków, jak też oskarżanych o korupcję polityków prawicy i lewicy, ściganych za zniesławienie dziennikarzy czy związki zawodowe w sporze z rządem lub pracodawcami i odwrotnie. Słowem Lefebre, Pilch i Zabrodzki była jedną z najbardziej znanych kancelarii w kraju. Nikogo zatem nie zdziwiło, że to właśnie oni zostali poproszeni o reprezentowanie Krzysztofa Morawskiego, członka zarządu rafinerii zatrzymanego kilka dni przedtem przez ABW na parkingu przed jednym z gdańskich centrów handlowych.
 
Pierwsze spotkanie mecenasa Zabrodzkiego z panem Morawskim miało charakter wzajemnego obwąchiwania się i sprawdzania. Szybko jednak pan Krzysztof nabrał zaufania do młodego, ale już doświadczonego adwokata. Przedstawiony plan linii obrony spodobał się Morawskiemu i zaczęli wspólnie go rozwijać. Wiedział jednak, że musi załatwić jeszcze jedną sprawię. Podczas kolejnego spotkania sam na sam z prawnikiem ściszając głos zapytał – „Panie mecenasie czy mogę prosić o przekazanie na zewnątrz pewnej wiadomości?” „Oczywiście” – odparł prawnik – „Chodzi o rodzinę?” Pan Krzysztof potrząsnął głową – „Nie, chodzi o fundację, z którą od kilku lat współpracuję. Proszę tylko by przekazać panu Maciejowi – prezesowi fundacji – że w krzakach przed galerią handlową w Gdańsku zgubiłem paczkę krakersów. Tylko to i nic więcej. Dobrze mecenasie?”

Fundacja „Demokracja i Niezależność”, o której mówił Morawski została założona kilka lat wcześniej przez Macieja Pokrzyckiego. Maciej, przed ożenkiem z Moniką Pokrzycką – córką znanej progresywnej profesorki Uniwersytetu Warszawskiego i przyjęciem polskiego obywatelstwa, nazywał się Matwiejem Iwanowem. Iwanow przyjechał do Polski z Białorusi jako represjonowany przez reżim Łukaszenki dysydent i szybko znalazł wielu znajomych w liberalno-feministycznym środowisku młodej uniwersyteckiej lewicy. Ogłaszał własne i podpisywał wraz z innymi cudze manifesty.
 
Początkowo dotyczyły sytuacji na Białorusi i w Rosji. Z czasem zaczął skupiać się coraz bardziej na bieżącej sytuacji swej nowej ojczyzny. Dziwnym trafem zwykle z opinii Iwanowa – Pokrzyckiego wynikało, że najlepiej dla Polski byłoby gdyby wyzwoliła się z zależności od USA i wystąpiła z NATO. Fundacja wydawała pisemka, organizowała seminaria promujące właśnie takie treści i idee. Nic dziwnego, że prawie od początku działalności fundacją zainteresowały się polskie służby kontrwywiadowcze. Gdy mecenas Zabrocki zadzwonił do Macieja Pokrzyckiego by zapowiedzieć się z wizytą w imieniu swojego klienta – na kilku biurkach na Rakowieckiej 2 A zapaliły się czerwone lampki. Jednak o temacie spotkania obu panów, pomimo usilnych starań techników i funkcjonariuszy terenowych, nie dowiedziano się w siedzibie Centrali ABW nic więcej. Informacja o zagubionej paczce krakersów poprzez fundację szybko dotarła do warszawskiej ambasady Federacji Rosyjskiej. Stamtąd odpowiedni funkcjonariusze dostarczyli ją do Poznania. Myszkin znał jej prawdziwe znaczenie.

Paczka z 200ma tysiącami złotych leżała w krzakach przy parkingu centrum handlowego w Gdańsku Zaspie. Można było zostawić je na stracenie i nie ryzykować wyprawy do Trójmiasta. Z drugiej strony ryzyko wpadki było praktycznie zerowe. Przecież ABW nic o tej paczce nie wiedziało i nie wystawiło tam żadnej obserwacji, bo i po co. Z trzeciej strony tylko Myszkin widział miejsce aresztowania Prezesa i potencjalnie wiedział gdzie mogła zostać wyrzucona fałszywa paczka ciastek. Żaden inny agent nie znalazłby więc tych pieniędzy.
 
Rosyjski szpieg wiedział co zrobić. Postanowił, że pod przykryciem pojedzie do Gdańska i postara się odzyskać pieniądze. Tej samej nocy, ponownie ucharakteryzowany na kobietę w średnim wieku, wsiadł o 2.30 do pociągu intercity z Poznania do Gdańska. We Wrzeszczu wysiadł dwadzieścia minut po szóstej i na piechotę udał się na parking pod dawny hangar lotniczy. Po drodze, w jakiejś pustej bramie, zmienił tylko zewnętrzny strój. Wyglądał teraz jak przedwcześnie postarzała 55cio latka, która by zarobić na zbliżającą się emeryturę sprząta wczesnym rankiem chodniki, przydrożne pasy zieleni i parkingi. Właśnie tak pomyślał pan Henio, rencista-ochroniarz pełniący do siódmej rano dyżur w supermarkecie i już po chwili przestał się nim interesować. Tymczasem Myszkin – kobiecina zbierał do torby porozrzucane na trawniku papiery oraz puszki. Niby przypadkowo zbliżał się do żywopłotu, przy którym, jak pamiętał, nastąpiło aresztowanie Prezesa. Stanął przed ścianą większych gałęzi i drobnych gałązek. Nie widział czy coś znajduje się w głębi krzaka. Rozchylił gałęzie i wsunął głowę z ramionami w gęstwinę. Rękoma rozsuwał i odginał kolejne gałązki. Coś zamigotało na ziemi żółtym, krakersowym blaskiem.

Pochylił się jeszcze bardziej. W momencie gdy łapał już znalezione wreszcie opakowanie z pieniędzmi, któraś z nadmiernie odgiętych gałązek gwałtownie wystrzeliła trafiając zaskoczonego Myszkina prosto w lewe oko. Agent krzyknął i zaklął szpetnie … po rosyjsku. Na szczęście dla niego o tej porze parking był jeszcze pusty. Myszkin opanował się, schował pakunek do kieszeni kufajki i jakby nigdy nic poszedł w kierunku Wrzeszcza. Niedługi przecież spacer był dla niego torturą. Oko bardzo łzawiło, a ból stawał się coraz mocniejszy. Zakrył zranione oko brudną dłonią, uciskając powieki.
 
Niewiele to pomogło, ale przynajmniej nie mrugał i nie łzawił tak intensywnie. Postanowił zmienić nieco plany i zajść do przecież nie tak dawno odwiedzanego lokalu operacyjnego niedaleko dworca PKP Gdańsk Wrzeszcz.
Klucze do lokalu zawsze brał ze sobą gdy realizował zadania w Trójmieście. W mieszkaniu dokładnie wymył ręce i przepłukał twarz. Nie miał żadnych kropli ani maści do oczu. Nie miał nawet zwykłych opatrunków. Zobaczył się w lustrze z rozmazanym makijażem i czerwonym, załzawionym okiem. Ból nie zmniejszał się. Stwierdził, że zmieni plany całkowicie. Znowu stał się wysportowanym mężczyzną pod czterdziestkę. W szafach pełno było służbowych ubrań w jego rozmiarach, potrzebnych na różne okazje.
 
Wybrał zestaw typu pracownik korporacji. Ubrał się i postanowił poszukać fachowej pomocy dla zranionego oka. Nie byłby dobrym szpiegiem gdyby nie zwracał uwagi nawet na drobne szczegóły i ich nie zapamiętywał. Zdolność ta czasem mogła uratować mu skórę, czasem pomagała zdobyć cenną informację. Dlatego pamiętał, że kilkanaście dni temu uciekając przed polskimi kontrwywiadowcami mijał na Zator Przytockiego nowy, ładny budynek z poradniami lekarskimi. Dwie były stomatologiczne, ale jedna miała napis OKULIŚCI. Zresztą rano z okna pociągu też widział ten zielono-biały napis z logiem w kształcie oka. Pójdzie do Poradni Visumedica, niech tam mu pomogą, potem spokojnie wróci do Poznania.

Omówienie choroby – urazy oka i okolicy oczodołowej.

 

W rozdziale pierwszym minipowieści opisywaliśmy sytuacje związane z ciałem obcym powierzchni oka – to też jest rodzaj urazu.
 
Generalnie urazy można podzielić na mechaniczne (zadane np. piłką, pięścią czy nożem), termiczne (ogniem, gorącą wodą) i chemiczne (różnymi substancjami żrącymi np. kwasem akumulatorowym czy środkami do udrażniania rur). Oczywiście te mechanizmy mogą występować równocześnie np. gdy wybucha pojemnik z płonącą substancją i oko jest poparzone termicznie, chemicznie i uderzone szczątkami pojemnika.
 
Patrząc na powyższe można się łatwo domyślić, że to mężczyźni doznają urazów okolicy oka kilka razy częściej niż kobiety. Bójki, walki, sporty, niebezpieczne zawody – ech ten testosteron.
 
W życiu najczęściej dochodzi do urazów mechanicznych, które są skutkiem działania na oko i oczodół różnych obiektów tępych lub ostrych. Dlatego właśnie dzielimy je na urazy tępe i urazy ostre.
Urazy ostre z zasady prowadzą do powstania ran skóry, powiek (Rys. B – linijna rana powieki górnej), gałki ocznej (Rys. D – wypadnięcie tęczówki na zewnątrz gałki przez ranę rogówki ze zniekształceniem źrenicy) czy jeszcze głębszych struktur oczodołu. Oto kilka przykładów z dyżurów. Siedmioletnia dziewczynka z dyżuru w Sylwestra z okiem rozciętym szkłem z butelki, w której wybuchła petarda. Strażak, któremu podczas wyważania łomem drzwi samochodu po wypadku, odprysk kawałka plastikowej obudowy reflektora rozciął powieki, rogówkę, soczewkę i zatrzymał się w głębi oka. Grający w kosza dwunastolatek z rozerwaną powieką górną i powierzchownymi otarciami rogówki po przypadkowym uderzeniu przez kolegę palcem (paznokciem) w momencie rzucania piłki. Kilkunastolatek z wbitą w oczodół, pod okiem gałęzią po upadku z roweru w lesie (oku nic się nie stało i po chirurgicznym wyciągnięciu wbitej gałęzi wszystko skończyło się dobrze). Takich przykładów jest bardzo wiele.

Czarny bohater minipowieści, agent FSB Myszkin, doznał tępego urazu oka sprężynującą gałęzią. Urazy tępe mogą powodować stłuczenie powiek czy oka związane z krwiakami tej okolicy (Rys. A – krwiak pourazowy powieki dolnej. Rys C – pourazowy podspojówkowy wylew krwi), mogą także powodować złamania kostnych ścian oczodołu. Odpowiednio silny uraz tępy może też porozrywać struktury wewnątrz oka (co stało się u Myszkina. Rys. E – wylew krwi w komorze przedniej oka tzw. krwistek), a nawet spowodować pęknięcie gałki ocznej.
 
Innymi przykładami urazów tępych z dyżurów są pobicia (szwagier jak wypije zawsze się robi agresywny), urazy piłką tenisową czy nożną (młody inżynier dwa razy znalazł się na oddziale okulistycznym po urazie tego samego oka piłką nożną w czasie gry na hali – to dopiero trzeba mieć pecha), a nawet uraz oka plastikową nakrętką od wody gazowanej, która musiała być przegazowana, bo wybuchła podczas stawiania na podłogę.
 
Wśród urazów (poparzeń) chemicznych gorsze jest zachlapanie oka substancjami zasadowymi niż kwasowymi. Substancje zasadowe to np. wapno, popularne udrażniacze zatkanych rur czy po prostu zasada sodowa stosowana w laboratorium w szkole czy na uczelni.

Znowu przykłady dyżurowe: robotnik przywieziony z budowy z powiekami i oczami zachlapanymi wapnem, starsza pani, która chcąc udrożnić zlew w kuchni, nasypała do odpływu środek czyszczący i zalała to wrzącą wodą – cały czas zaglądając do odpływu – po chwili z odpływu wystrzelił strumień żrącej papki prosto w jej oczy. Kiedyś na dyżur przywieziono młodą, piękną dziewczynę – studentkę chemii na uniwersytecie, u której doszło do zachlapania oka zasadą sodową podczas ćwiczeń w laboratorium, niestety tego dnia nie nosiła okularów ochronnych…
 
Każdy uraz oka musi być oceniony i zaopatrzony przez lekarza, najlepiej okulistę. Czasami obrażenia oka czy powiek są znacznie rozleglejsze niż wydaje się to laikom podczas pobieżnego oglądaniu bez zastosowania odpowiedniej aparatury. Pacjent może wymagać badań dodatkowych (USG, RTG, TK, MRI).
Dlatego po doznanym urazie oka bezwzględnie należy udać się do poradni okulistycznej lub na ostry dyżur do szpitala.
Na miejscu zdarzenia, gdy dojdzie do urazu mechanicznego dobrze jest zabezpieczyć oko delikatnym opatrunkiem, gdy zaś oko ulegnie zachlapaniu jakąś substancją chemiczną to trzeba ją intensywnie wypłukać z worka spojówkowego np. wodą z kranu.
 
A najlepiej po prostu być ostrożnym…

zamknij
Specjalistyczna praktyka okulistyczna Visumedica